Tangeryna wzleciała na potężnych, demonicznych skrzydłach nad linię wieżowców. Podziwiała w ten sposób zachód słońca po raz ostatni. Skrzydła musiały dziś wrócić do ich właściciela.
Tangeryna usiadła na najwyższym wieżowcu i płakała, nie odrywając wzroku od kuli ognia chowającej się za horyzont. Skrzydła dały jej cel, te pięć dni było najszczęśliwszymi w jej życiu.
Kiedy słońce zniknęło zupełnie, Tangeryna wróciła do swojego domu na przedmieściach. Zdjęła skrzydła z pleców i złożyła je niestarannie. Nadal objęta spazmami płaczu, otworzyła szafę i spojrzała w otchłań kryjącą się za jej drzwiami. "Jestem, przybyłam, tak jak byliśmy umówieni!" wrzasnęła.
Szukała wzrokiem jakiegoś ruchu w nieskończonej pustce. Nikt się nie pojawiał. Stała dalej. Bała się zamknąć drzwi. Bała się zemsty demonów, które wypożyczyły jej te skrzydła 5 dni temu, nie oczekując niczego w zamian.
Po pół godziny stania, zmęczenie, głównie psychiczne, wzięło górę. Zamknęła szafę i siadła na zagraconym łóżku. Rozejrzała się. Pokój wyglądał jak śmietnik, nie zwracała nań jednak szczególnej uwagi od kiedy mogła latać. Nie sprzątała, nie prała sobie ubrań, nie chodziła do pracy, niewiele jadła. Skrzydła zajmowały jej cały czas.
Tej nocy nie spała. Co pół godziny wstawała z łóżka, by sprawdzić, czy któryś z władców otchłani postanowił się pojawić.
Demony nie przyszły. Tangeryna wyruszyła rano w kolejną podniebną podróż. Kiedy tylko oderwała nogi od ziemi, zapomniała zarówno o zmęczeniu po nieprzespanej nocy, jak i o potworach. Latała cały dzień, odwiedzała góry i lasy, z którymi zdążyła się zaprzyjaźnić podczas tych barwnych dni błękitnych wojaży.
Wieczorem znów czekała na powrót demonów, znów płakała, na nowo musiała się godzić na rozstanie ze wspaniałym światem. I ponownie istoty nie pojawiały się. Tangeryna przeżywała kolejną bezsenną noc.
Następnego ranka nie latała już z taką lekkością. Dwie nieprzespane noce dały się jej we znaki, chociaż dziewczyna wciąż czerpała wiele przyjemności z wycieczek czy rozmów z mewami latającymi nad taflą morskiej wody.
Minęły kolejne trzy dni. Trzy dni pozbawione piekielnych wizytorów, ale też pozbawione snu. Tangeryna była już wykończona psychicznie niepewnością. Po każdym powrocie do domu drżała ze strachu, po każdym z niego wyjściu była coraz bardziej niewyspana.
"Kiedy je w końcu zabierzecie? Powiedzcie cokolwiek!" krzyczała bezradna w pustkę po pięciu dniach bez zmrużenia oka. Brak odpowiedzi. Następnego ranka nie wstała już, by latać. Patrzyła w sufit czerwonymi z niewyspania oczami. Czekała, rozmawiając sama ze sobą. Po południu zaczęła w końcu czuć, że zasypia. Z zamkniętymi oczami czuła, że wtapia się w pościel. W końcu świadomość zniknęła.
Z szafy wygramolił się demon. Spojrzał z zadowoleniem na leżącą, umęczoną dziewczynę, chwycił skrzydła w szpony i odszedł, na zawsze zamykając za sobą przejście.
Tangeryna zaczęła płakać przez sen.
poniedziałek, 11 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Fajne. Nie żeby to nie była taka głębia na siłę (na zasadzie "napisać coś, żeby ludzie doszukiwali się drugiego dnia"), ale nawet nieźle.
OdpowiedzUsuńTo widzę, że koledze Kotu się dogodzi dopiero, kiedy napiszę popłuczyny dla nastolatek.
OdpowiedzUsuńłał, to jest naprawdę dobre Dakubie!
OdpowiedzUsuń[widać nie jestem Kotem i łatwiej mi dogodzić xd]
Kocie, napisz lepsze.
OdpowiedzUsuńA takiej bajki, to się po Tobie nie spodziewałem, Dem.
jest meganiesamowita.
z tego by można książkę zrobić taką w stylu Neila Gaimana. Albo komiks. O to jest myśl. mogę zrobić komiks na podstawie tej bajki?