środa, 13 stycznia 2010

Miecz z Duszą


Dawno temu, w państwie znanym jako Państwo Myśli, żył tylko jeden wojownik (szermierz), za to tak potężny, że stał się jednością ze swoim mieczem. Nie mam tu na myśli jedności fizycznej, a duchową. Gdyby spojrzeć na tego szermierza oczami zjawy, widziałaby mocny węzeł między jego duszą a duszą miecza.
Bo trzeba wam wiedzieć, że miecze także posiadają duszę. Drobną, skuloną w okolicach czubka ostrza. Potrzeba ogromnej wprawy i czystości umysłu, by rozprowadzić taką duszę po całym mieczu. Niemożliwością zaś jest połączenie duszy osoby z duszą przedmiotu.
To znaczy - niemożliwością teorytyczną, bo właśnie wam przedstawiłem takiego wojownika, który stał się jednością ze swoją bronią.

Razu pewnego do Państwa Myśli przyszedł zakapturzony wędrowiec. Nikt nigdy nie zaglądał w te strony, więc pod bramą zebrała się wielka ilość osób. Wojownik, jako główny obrońca tego małego kraju, wyszedł wędrowcowi naprzeciw. Ten ściągnął kaptur i oczom wszystkich ukazała się twarz staruszka.
Gość wyjaśnił, iż jest pustelnikiem i przepraszał, bo nie chciał nikogo niepokoić. Przybył do Państwa Myśli, gdyż chciał ostrzec przed nadchodzącym z gór smokiem. Sam przedstawił się jako uchodźca z jednej ze strawionych przez ogień wiosek.
Mieszkańcy Państwa Myśli wpadli w panikę. Jak to? Smok? Spali nam całe miasto, nasze wieki myślenia, pisania pergaminów? Zaraz się jednak uspokoili, słysząc głos wojownika. "Bez obaw" rzekł "zabiję smoka i uratuję wasze cenne biblioteki".
Ruszył ku bramie, ale zaraz został zatrzymany przez wędrowca. Tamten pośpiesznie wytłumaczył, że smoka nie da się zabić tradycyjnym mieczem. Wręczył mu niewielkie, niepozorne ostrze, używane w chińskiej kulturze do zabijania mitycznych gadów. Okazało się, że wojownik mocno ufał swojej broni i nie zamierzał korzystać z nieznanego miecza. Wziął go jednak ze sobą po naleganiach starca.

W drodze do smoka, gdy już zaczął czuć mocny zapach siarki zza wzgórza, szermierza chwyciło zwątpienie. "A jeśli stary ma rację?" Wyjrzał za wzgórze. Smok tam był, wielki jak trzydziestu oberżystów, spał smacznie na polanie. Woj zadumał się i wymyślił tyle, że wyjdzie do walki trzymając jeden miecz w każdej dłoni.
Zaszarżował na smoka, ten momentalnie wyczuł drgania ziemi i wzbił się w powietrze. Wojownik wyczuł, że potwór będzie ział z góry, nie zatrzymał się więc z szarży i pobiegł dalej, w las. Smok leciał za nim i palił oddechem drzewo za drzewem. Mężczyzna po wbiegnięciu w gęściejszy las zboczył z drogi (czego smok nie zauważył). Wspiął się na drzewo, pomagając sobie mieczami wbijanymi w pień. Przeskoczył z korony na koronę, a stamtąd na grzbiet szukającego go smoka. Będąc na plecach stworzenia, przesunął się na jego szyję i zamachnął się chińskim mieczem. Miecz nie przebił grubej łuski. "Co za bubel" pomyślał wojownik "mój miecz radzi sobie nawet z metalem".
Smok zaczął kręcić beczki w powietrzu, szermierz ledwo się trzymał na jego grzbiecie. Szybko chwycił swoje ostrze i wbił w gadzią szyję. A raczej sądził, że wbił.

Zabrakło iskry. Zabrakło połączenia dusz. Wojownik stracił koncentrację i poleciał w dół.

Przed śmiertelnym upadkiem usłyszał jeszcze słowa swojego miecza. "Ja ci duszę oddaję, a ty mi się puszczasz z jakąś małą azjatką...!"

---
Ilustrację wykonał Skarża.

5 komentarzy:

  1. Nooo, tego to ja się nie spodziewałem, dobre dobre :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ...aha, pisane psy. To ja może jednak potrolluję pod innymi bajkami...

    OdpowiedzUsuń
  3. końcówkę tym razem troszę spaprałeś moim zdaniem.
    Ale za to zdanie: "Smok tam był, wielki jak trzydziestu oberżystów." dostajesz się do kanonu polskiego fantasy.

    OdpowiedzUsuń