czwartek, 14 stycznia 2010

Monolog Poety do Sąsiada

Romuald, poeta z piętra wyżej, miło mi. Jak się domyślam, pan dobrze wie, kim ja jestem. Nie, żeby z tych wierszy, bo one nie idą w ogóle. Wczoraj było z 5 osób na moim blogu. To znaczy, faktycznie więcej, ale ten. Ja mam tylko na wejścia unikalne. Sprawdza IP.
Ale ja nie o tym. To ja panu uderzyłem sufit w podłogę. Bum, powiedziałem to. Teraz mamy wspólny sufit. Nie miało tak być, widzi pan, w moim amoku twórczym - bo jestem poetą - gdzieś mi wcięło koncepcję pięter. To znaczy, że moje podłoże może być czyimś niebem. Rozgwieżdżonym lub nie, to znaczy pan miał biały sufit, ja tylko dodaję kwiecistość tutaj.
Więc wierciłem te dziury w podłodze, aż mi się wiertarka przepaliła. Ja jestem, pan rozumie, poetą, gdzie ja do fizycznej pracy, ale myślałem, że trzeba mi bosości. Zdjąłem buty i początkowo chciałem piach wnieść do domu, żeby kontakt był z matką ziemią, jak ten Kłosowski, znany podróżnik.
Kłosowoski? Chyba Kłosowski.
Ale ciężko wnieść tyle piachu, tyle pięter, więc pomyślałem, wyrwę podłogę i będę miał tyle gruntu ile wlezie. Nie czułem nic a nic, że piętra dalej się odnoszą. Znaczy, w rzeczywistości. Wiertło mi poszło, to waliłem młotkiem w podłogę, słyszałem, że pana dzieciak płacze, to waliłem szybciej, żeby skończyć i żeby dzieciakowi pozwolić spać. Bo pan widzi, ja poeta jestem, to ja nie mogę przerywać pracy, jak w amoku siedzę.
I poszło pół podłogi - sufitu z pana perspetywy - i musimy jakoś z tym żyć. Moja propozycja, żeby pan dzieciaka wyniósł do innego pokoju, przeniósł, żeby mi się nie darł centralnie do mieszkania, bo ja poeta jestem.
Niech pan na mnie nie krzyczy, bo na policję zadzwonię.

2 komentarze: